2020 rok bardzo trudny dla branży hotelowej. „Wiele znanych hoteli upada”

Branża hotelowa będzie się odbudowywała przez kilka lat, to nie nastąpi szybko – mówi Grzegorz Wieczorek, partner firmy doradczej IWH Inwestuj w Hotele.

TOMASZ CZOIK: Czy przed dotarciem pandemii koronawirusa do Polski pojawiały się jakiekolwiek sygnały, że 2020 rok może być trudny dla branży hotelowej?

GRZEGORZ WIECZOREK, PARTNER FIRMY IWH INWESTUJ W HOTELE: Jeszcze pod koniec 2019 roku, podczas dwóch największych branżowych konferencji mogliśmy usłyszeć, że w tym roku można się spodziewać niewielkiego spowolnienia rynku, ale dla hoteli i tak będzie to dobry rok. Sieci hotelowe wręcz prześcigały się w informowaniu o nowych projektach. I nagle, na początku marca, pandemia dosłownie wyłączyła prąd. Co prawda już w lutym mówiło się, że koronawirus dotarł do Europy, ale nikt nie przewidział, że jego wpływ na rzeczywistość będzie tak ogromny. Hotele zostały zamknięte z dnia na dzień.

Dane dotyczące 2020 roku w branży są katastrofalne. Wiele osób wskazuje, że to najgorszy okres dla hoteli od zakończenia II wojny światowej.

Skutków kryzysu po 11 września 2001 czy tego z 2008 roku nawet nie da się porównać z tym, co się dzieje w związku z COVID-19. Ze statystyk opublikowanych tuż przed listopadowym zamknięciem branży wynikało, że pracę straciło w tym roku niemal 40 proc. osób zatrudnionych w polskim hotelarstwie. Ze względu na to, że hotele nie będą przyjmowały gości w okresie świątecznym i przed Nowym Rokiem, ta liczba może się zwiększyć nawet do 50 proc. Trudno jednak o inne decyzje właścicieli hoteli, gdy obłożenie obiektów niemal z dnia na dzień spada do zera. Ten odsetek w kolejnych miesiącach może rosnąć jeszcze bardziej. Pamiętajmy również, że zapaść branży głęboko dotyka tysięcy dostawców towarów i usług, z którymi hotele współpracują w codziennej działalności operacyjnej. Najbardziej jaskrawym przykładem są pralnie, które z dnia na dzień straciły przynajmniej 80 proc. biznesu. Podobnie rzecz ma się z dostawcami
kosmetyków i chemii hotelowej, produktów z obszaru F&B (food and bevarage). Firmy sprzątające (te pracujące dla największych hoteli zatrudniają czy też zatrudniały do niedawna setki ludzi) nie mogły liczyć
nawet na skromne wsparcie państwa. A przychody spadły im o 90 proc.
Efekt pandemii i obostrzeń w branży hotelowej widać chyba najbardziej po krakowskich hotelach, które zawsze miały wiele gości turystycznych i biznesowych. Ich średnie obłożenie w 2020 roku nie przekroczy 11-12 proc., czyli o 75 punktów proc. mniej niż w 2019 roku.

Jak pan ocenia rządowe wsparcie dla polskiej branży hotelowej?

Niewystarczające i nierównomiernie dystrybuowane. Polski rząd nie miał żadnej spójnej i głębiej przemyślanej strategii pomocy dla branży. Hotele zwolniono co prawda z części danin publicznych i z opłat dla ZUS, częściowo dopłacono też do wynagrodzeń dla pracowników, ale to wszystko za mało w obliczu tego, co się wydarzyło. Dla porównania: w Wielkiej Brytanii rząd bezpośrednio dopłacił hotelarzom kilkaset milionów funtów, z wyrównaniem od sierpnia. I dzisiaj tylko 7 proc. hotelarzy w Zjednoczonym Królestwie nie ma żadnych rezerw finansowych, które pozwalałyby im na dalsze funkcjonowanie. W Polsce ten odsetek to 60 proc. Jeszcze przed obecnym lockdownem (bo trudno nazwać to inaczej) co drugi polski hotelarz twierdził, że prawdopodobieństwo jego bankructwa jest wysokie lub bardzo wysokie. Pod koniec listopada, w ramach Tarczy 2.0, pojawiły się zapowiedzi wsparcia państwa dla branż, które Covid-19 dotknął najmocniej, w tym hotelarstwa i przedsiębiorstw okołohotelowych. Po raz pierwszy od początku pandemii można odnieść wrażenie, że to działanie zaplanowane, mające charakter systemowy.

Pamiętajmy również, że zapaść branży głęboko dotyka tysięcy dostawców towarów i usług, z którymi hotele współpracują w codziennej działalności operacyjnej. Najbardziej jaskrawym przykładem są pralnie, które z dnia na dzień straciły przynajmniej 80 proc. biznesu.

W wakacje można było jednak odnieść wrażenie, że branża dźwiga się z zapaści. Chociażby nad polskim morzem wypoczywały tłumy.

Trudno się dziwić ludziom zmęczonym wiosennym lockdownem, że chcieli wypocząć na wakacjach z prawdziwego zdarzenia, tym bardziej, że w czerwcu czy lipcu nie brakowało opinii wpływowych osób, że pandemia jest
w odwrocie. Dla ratowania branży turystycznej i hotelowej powstał bon turystyczny, ale ostatecznie miał on niewielki wpływ na polepszenie sytuacji przedsiębiorców. Największą popularnością cieszyły się w wakacje hotele w miejscowościach nadmorskich, górskich czy mazurskich. W niektórych z nich ceny za dobę nie ustępowały tym z ubiegłego sezonu, a i tak w wielu nie było wolnych miejsc. Wydawało się więc, że sezon wakacyjny będzie dla tych obiektów szansą na spięcie tegorocznego budżetu. Chyba jeszcze bardziej oblegane były niewielkie pensjonaty czy wille. Turyści decydujący się na ich wynajem kierowali się subiektywnym, większym poczuciem bezpieczeństwa. Wakacje się skończyły, a koronawirus pozostał i przybiera na sile. Dla wielu hoteli w miejscowościach turystycznych to duży problem, ponieważ nawet jesienią mają zazwyczaj przyzwoite obłożenie. Kolejny, listopadowy lockdown oznacza dla branży pogłębienie zapaści. Wiele hoteli już zbankrutowało, wiele ledwo wiąże koniec z końcem. Wśród nich są obiekty, które jeszcze rok temu święciły triumfy. Zamykają się też hotele znanych marek.

Nie wydaje się, żeby w sezonie zimowym sytuacja się zmieniła, tym bardziej, że hotele mają być nieczynne co najmniej do 17 stycznia.

Ogłoszenie ferii zimowych dla całej Polski w jednym terminie, na początku stycznia, przy zamkniętych hotelach i pensjonatach, oznacza, że wszyscy możemy zapomnieć o wyjeździe i wypoczynku. Podjęcie takich decyzji w momencie, gdy wiele osób ma już rezerwacje, ma zapewne jakieś uzasadnienie pandemiczne, ale mocno uderza w biznes. Hotelarze tak naprawdę nie mają podstaw, żeby zwracać zaliczki. Większość z nich będzie jednak elastyczna i pójdzie na rękę swoim gościom. W tym samym czasie czynne mają być trasy narciarskie, bo tam da się utrzymać reżim sanitarny i dystans społeczny. To absolutny brak spójności z zamkniętymi hotelami, pensjonatami, kwaterami prywatnymi i restauracjami. Sezon zimowy miał pozwolić hotelarzom w miejscowościach turystycznych stanąć na nogi. W obecnej sytuacji trudno jednak o optymizm.

Po wprowadzeniu zakazu wynajmowania pokoi turystom hotelarze próbują sobie radzić, zapraszając gości na pobyty łączące pracę z wypoczynkiem.

Rządowe rozporządzenie jest na tyle nieszczelne, że takie rozwiązanie broni się. I dotyczy to nie tylko tych osób, które zostały wysłane w podróż przez pracodawcę, ale tak naprawdę wszystkich, którzy pracują zdalnie.
Dla właścicieli hoteli i pensjonatów to szansa na ratunek, kroplówka ratująca życie. Kilkunastoprocentowe obłożenie daje szansę przetrwania.

Kiedy hotelowa rzeczywistość wróci do normy? Wiele osób przewiduje, że już z przyszłorocznych wakacji będzie można korzystać w pełni.

Przyjmując, że szczepionka na SARS-CoV-2 będzie skuteczna, dostępna na powszechną skalę i prawidłowo dystrybuowana już w pierwszej połowie przyszłego roku, być może kilka miesięcy później, na przełomie 2021 i 2022 roku, nastąpi częściowy powrót do sytuacji sprzed pandemii. Szczepionka z pewnością podniesie rzeczywisty poziom bezpieczeństwa. Branża hotelowa będzie się jednak odbudowywała przez kilka lat, to nie nastąpi szybko. Część hoteli już nigdy wróci do funkcjonowania, ale to nie jest koniec hotelowego świata, który znaliśmy. Usługi hotelowe, przy zachowaniu zaostrzonych norm sanitarnych i przy daleko idących zmianach operacyjnych, mają szansę odnaleźć się w nowej rzeczywistości w 2023 roku, może w drugiej połowie 2022. Byłbym bardzo ostrożny w obwieszczaniu światu, że stanie się tak już w przyszłym roku.

Wywiad przeprowadzony przez Tomasza Czoik, dodatek „Mój Biznes” Gazety Wyborczej.
Źródło: https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35063,26551397,2020-rok-bardzo-trudny-dla-branzy-hotelowej-wiele-znanych.html
Foto: Unsplash
Partner
Telefon:
+48 501 300 091
Email:
grzegorz.wieczorek@iwh.com.pl